W ubiegłym tygodniu podsumowałem plan treningowy Garmina – 100 – a dziś wypadałoby się pochwalić.
Plan zrobiony był właśnie po to, aby spokojnie przejechać 100 km. Bez zazipki, nadmiernego zmęczenia i uniknąć sytuacji z ubiegłego roku, gdy pierwsza setka zmasakrowała mnie jak walec drogowy.
Setkę zaplanowałem na 16 lipca. Ustawiłem sobie, żeby średnia była w okolicach 23.3 km/h i wyjechałem przed 8:00, żeby zdążyć przed zaplanowaną burzą o 12:00. 🫣Temperatura na trasie rześkie 35°C+.
Do godziny 10:00 dojechałem do Sobótki i w planie było uzupełnić bidon, ale niestety, obsada w komisariacie mi nie podpasowała, 😉 więc ruszyłem dalej.
I trzeba było mocniej pocisnąć, bo na horyzoncie pojawiły się pierwsze chmury.
W komisariacie KWr uzupełniłem płyny i bidon, bo mi się wyekspirowały 🫣 i prosto do domu.
Padać zaczęło 19 km przed domem, 9 km przed domem musiałem zejść z roweru i schować się pod wiatą przystankową, bo jak się blyska i od razu grzmi to już nie przelewki.
Prawie równo z pierwszymi piorunami i grzmotami w słuchawkach poleciało…
Temperatura spadła do 22°C.
A ja zatrzymałem się pod wiatą autobusową.
10 minut oberwania chmury i prawie przestało padać. Ale to co burza zostawiła po sobie… Dżizas! Pełno połamanych drzew i nieprzejezdnych dróg pod Wrocławiem – zdjęć nie mam, bo włączyłem nagrywanie w kamerze a ona… Akumulator zdechł.
Średnia jazdy to 25 km/h, czyli lepiej niż zakładałem.
Teraz czas na coś ambitniejszego. Ale najpierw muszę wymyślić trasę.