Opiszę żart, który zrobiłem dziesięć lat temu, w Prima aprilis. Do żartu przygotowałem się z pewnym wyprzedzeniem przygotowując rekwizyt.
Przygotowania
Rekwizytem był wydrukowany dokument tekstowy. Oczywiście nie taki zwykły dokument.
Wyglądem przypominał pismo urzędowe wysłane faksem. Tak, „firma”, w której pracowałem do dziś korzysta z faksów, jako jednego ze sposobu wysyłania pilnych (i nie tylko) pism.
Pismo było zaadresowane do wszystkich pracowników pewnego komisariatu Policji – funkcjonariuszy oraz pracowników cywilnych. W piśmie zawarta była informacja, że specjalnie dla nich, Komenda Wojewódzka Policji ma do zaoferowania kilka miejsc na zaplanowaną na maj dwutygodniową wycieczkę autokarową nad Lazurowe Wybrzeże połączoną ze zwiedzaniem Monte Carlo oraz uczestnictwem w Festiwalu Filmowym tamże.
Oczywiście niewątpliwym atutem tej oferty była cena – 400 zł od osoby. Oczywiście hotele i żarełko w cenie!
Oficjalność
Pismo ozdobiłem różnymi „pieczątkami”, „dekretacjami” i innymi mądrymi i oficjalnie wyglądającymi ”ami” nadającymi pismu pozorów autentyczności. Pismo było z pieczątką i podpisem Naczelnika do Spraw Zbędnych i Niepotrzebnych (AFAIR), ale kto by na to zwracał uwagę, skoro przed imieniem i nazwiskiem był stopień młodszego inspektora (podpułkownik) i kilka innych skrótów (dr, inż. itp).
Jako telefon kontaktowy podałem swój służbowy numer telefonu.
Obowiązywała zasada – kto pierwszy ten lepszy. Pismo wydrukowałem w trybie oszczędnym (jak zwykle w tej instytucji brakuje toneru, więc tak trzeba było), trochę je postarzyłem i powiesiłem na tablicy ogłoszeń w centralnym punkcie komisariatu, wróciłem do siebie do pokoju i… czekałem.
Skutki
Pierwsze telefony zaczęły się po kilku minutach. Zanim zdążyłem powiedzieć formułkę już słyszałem w słuchawce „ja w sprawie wycieczki…“. Wybuchałem śmiechem i wyjaśniałem, że to żart primaaprilowy. Udało mi się wkręcić kilkanaście osób. Ale najlepsze bylo dopiero przede mną. Jeszcze tego samego dnia zauważyłem, że kilka osób, jakby się na mnie obraziło. Wyjaśniła mi to koleżanka.
Szaleństwo
Otóż… w niejednym sekretariacie (jest ich kilka w komisariacie) zaczęło się szaleństwo! Prawie że wyrywanie sobie słuchawki z rąk, nerwowe wydzwanianie do mężów i blugi „odbieraj, kuźwa, odbieraj! Na cholerę mu ten telefon skoro nie odbiera. No szybko!“ a jak już odebrał to „natychmiast załatwiaj urlop w maju jedziemy na wycieczkę do Francji. Ja już raport napisałam. Później wytłumaczę. Pa!”. I natychmiast telefon do naczelnika. Znaczy do mnie.
Tak! Kilka osób śmiertelnie się na mnie obraziło z powodu żartu w Prima aprilis.Tak było.
Na zakończenie: